Jestem jakaś taka przybita od środka. Mam taką cholerną ochotę założyć moje szerokie spodnie, włożyć słuchawki do uszu i wyjść z domu na pół dnia z aparatem i robić zdjęcia. Mnóstwo zdjęć, dziesiątki, setki zdjęć...
A ostatnio od paru tygodni siedzę w domu z Michasiem i zaczyna mnie to przybijać razem z brakiem słońca.
Wszystkich świętych ? Pierwszego listopada była ładna pogoda, piękne słońce, byłam u babci ale z Bartkiem się przecież nie da iść na spacer, porobić zdjęcia...
Wiecznie wszystko na szybko, uciekanie od ludzi, bo przecież brak ludzi jest najlepszy, izolowanie się...
A ja wolę zupełnie inaczej, ale niestety. Z moimi dwoma chłopakami się tak n i e d a.
I z tego powodu jest mi bardzo przykro też..
Marzą mi się jakieś jesienne zdjęcia, pełne złota, pomarańczu i czerwieni.. A jakie mam ? Żadnych praktycznie.
Moja cała energia i chęć do pracy jest zupełnie niewykorzystana i niebawem odmieni się w złość, a ja tego nie chciałam przecież.
Marzy mi się siódmy styczeń, chociaż jeszcze nie do końca..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz